Culinary FEST / recenzja




W ubiegłym tygodniu tj. 17-23 lutego w Poznaniu i Warszawie odbywała się druga już edycja Culinary Fest - ideą wydarzenia jest przede wszystkim odkrywanie nowych smaków i lokali. Myślą przewodnią edycji była "tradycja na nowo". Dodatkowym smaczkiem całego wydarzenia jest fakt, iż goście próbujący festiwalowego menu są jednocześnie jury, mogącym oddać swój głos na ich zdaniem najlepsze dania. Wydarzenie ma charakter konkursu "tu i teraz", ale niewątpliwie lokale biorące w nim udział mogą zyskać nowych, stałych klientów lub stracić ich bezpowrotnie. 

Przez cały tydzień trwania festiwalu, wraz z przyjaciółmi staraliśmy się odwiedzić jak największą ilość lokali, abym mogła stworzyć dla Wam coś w rodzaju mapy po poznańskich restauracjach - oczywiście każda opinia zawsze ma charakter subiektywny (tym bardziej ocena smaków), ale postaram się abyście dzięki mojej recenzji byli w stanie stwierdzić czy knajpa w ogóle jest warta Waszych odwiedzin.

Aby ujednolicić oceny, dla każdego lokalu wszyscy moi towarzysze kulinarnej wyprawy przyznali statusy : wrócę na pewno / poprawnie, ale bez szału / musi stać się cud, żeby tam wrócić.

W rolach degustatorów wystąpili: Aldona, Gosia, Klaudyna, Sylwia, Dudek, Teda, Zygmunt oraz Ja. Kolejność opisanych restauracji występuje w kolejności ustalonej w programie festiwalu.


Bistro La Passion - Nowowejskiego 11
Niestety - tu spotkał nasz wielki zawód, lokal umiejscowiony jest w biurowcu i czynny jest tylko od poniedziałku do piątku, do godziny 17.00. Myślę że udział tego lokalu w festiwalu był nie do końca trafiony - wiele osób chcących spróbować festiwalowego menu po prostu nie miało na to szansy. 


Gusto Food & Wine - Szarych Szeregów 16

Długo zastanawialiśmy się czy chce się nam jechać na zupełnie drugi koniec świata, aby spróbować menu które żadnego z nas specjalnie nie pociągało. Ostatecznie ze względu na fakt, że tego dnia nie udało nam się zarezerwować stolika trafiliśmy do przyhotelowej, niepozornej ( zdawać by się mogło ) winiarni. 

Miło zaskoczył mnie fakt, że mamy do wyboru albo restaurację hotelową, albo właśnie winiarnię - obie przestrzenie równe atrakcyjne i przez dłuższą chwilę faktycznie mieliśmy problem z podjęciem decyzji, ostatecznie wybierając przytulną lokalizację z kominkiem i dużymi oknami na ulicę. 

Na początek zostaliśmy poczęstowani foccacią oraz oliwą z oliwek oraz octem balsamicznym... bardzo dobrze, bo głód nam doskwierał a na dania festiwalowe czekaliśmy dłuższą chwilę. Napięcie zostało wystarczająco zbudowane, gdy na stole pojawił się talerz z pure oraz kuleczkami selera, marchewki oraz łopatki. Dopiero po tej prezentacji przemiła kelnerka doniosła nam w sosjerkach aromatyczny krem z kapuśniaka ozdabiając całość szynką hiszpańską. Najlepszą recenzją i pochwałą wpasowania się w tematykę "tradycji na nowo" niech będą słowa Tedy - smakuje jak zupa którą jadłem w latach 80tych w barze w Świnoujściu i jest to komplement! Mi również przypomniało się dzieciństwo - mama zawsze przecierała mi wszystkie zupy przez sitko, tak lepiej smakowały ;) choć myślę, że nie wiedziała wtedy że serwowała mi zupę-krem. 

Pamiętacie z dzieciństwa mortadelę? Na widok assiette* z gęsi Klaudyna krzyknęła OOO, mortadela! Faktycznie, jeden ze sposobów w jaki podano nam gęś przypominał właśnie to danie znane/przez niektórych znienawidzone danie z dzieciństwa... ale jeżeli którekolwiek z nas miało złe skojarzenia, to to danie całkowicie je oddaliło. Przepyszne przekąski podane z puree z czerwonej kapusty i demi glace* z porzeczką były fenomenalne! 

+ Pani Kelnerka, która mimo że byliśmy już ostatnimi gośćmi i było baaardzo późno tak miło się z nami rozgadała, że nie mogliśmy wyjść z lokalu jeszcze dobre 30 minut po spożyciu posiłku.
* assiette - danie
* demi glace - esencja sosu

Klaudyna - wrócę tam na pewno
Sylwia - wrócę tam na pewno
Dudek - wrócę tam na pewno
Teda - wrócę tam na pewno
Ja - wrócę tam na pewno

Konfitura - św. Marcin 24 / Galeria MM

Do tego lokalu nie dotarłam osobiście, ale skorzystałam z pomocy degustatorów, w których opinię wierzę więc od razu podpisuję się pod nią obiema rękoma.

Lokal mimo że znajduję się w Centrum Handlowym, zlokalizowany jest na uboczu i miło spędza się tam czas, idealnie nadaje się na wypad na lunch lub smaczne śniadanie.

Rosół z kaczki gotowany na wolnym ogniu z lanymi kluseczkami - był po prostu dobry, jednak odrobinę wodnisty i mało konkretny.
Stek z polędwicy z dzika podany z musem żurawinowym, chrzanowo ziemniaczanym puree, galaretką z kaczki ze śliwką i grillowaną marchewką - na samą myśl o mięsie z dzika ślinka mi leciała i bardzo zazdrościłam towarzystwu że sama nie mogę go skosztować... jednak jak się okazało, nie miałam czego żałować - mięso było suche i łykowate, tylko galaretka z kaczki zasługiwała na pochwałę. Jak na zdjęciu widzicie prezentacja dania również nie była porywająca. 

- Sylwia zamówiła Mohito, jaki był jej zawód gdy dostała wodę z kwaskiem cytrynowym, o delikatnym aromacie miętowym - nie przypominało to w żadnym stopniu znanego wszystkim napoju, odradzamy zamawianie go w tym lokalu.

Klaudyna - poprawnie, ale bez szału
Sylwia - poprawnie, ale bez szału
Dudek - poprawnie, ale bez szału
Teda - poprawnie, ale bez szału

Pastela - 23 lutego, róg Zamkowej
Menu festiwalowe obejmowało wegetariański krupnik oraz gołąbki z kaszy jaglanej - niestety ze względu na brak czasu nie dotarliśmy choć menu wydawało nam się bardzo ciekawe :(

Petit Paris - Półwiejska 32, CH Stary Browar
Nie dotarliśmy - zniechęcił nas fakt, że lokal znajduje się w centrum handlowym i nie dysponuje tak dyskretnym lokalem jak np. Konfitura w Galerii MM. Słyszałam jednak, że w miejscu tym można zakupić przepyszne pieczywo, więc na pewno się tam jeszcze wybiorę.

Restauracja Hotelu NH Poznań - św. Marcin 62

Na temat tego co tu jedliśmy i jak to smakowało mogła bym napisać osobny wpis - jedzenie było tak genialne, że po musieliśmy poprosić kucharza żeby przekazać mu nasze "ochy i achy"!

Na początek pikantny krem latte z grzybów leśnych - wyśmienita forma podania, krem z grzybów przekładany spienioną śmietaną. Sama zupa była bardziej grzybowa niż same grzyby. Pierwszy raz pożałowałam że danie tak szybko mi się skończyło.

Kaczka z jabłkami w towarzystwie gąbki i carpaccio z buraka aromatyzowanego imbirem i pomarańczą - muszę się Wam przyznać iż nienawidzę buraków, ale czegoś tak genialnego jak wspomniana gąbka z buraków dawno nie jadłam! Jeżeli chodzi o kaczkę, od razu można było wyczuć się mięso zostało przygotowane tuż przed podaniem, było świeże, aromatyczne i sprężyste... kaczki też nie lubię, ale tą pokochałam.

! restauracja jest typową restauracją hotelową, niestety jest w niej bardzo mało miejsca a stoliki poustawiane są tak ciasno, że nie można się w niej poczuć intymnie, rozmowy należy prowadzić szeptem aby nie przeszkadzać innym gościom. Niestety nie polecam tego miejsca na wyprawy z dziećmi, jeżeli nie chcemy być narażeni na niezadowolone spojrzenia pozostałych osób.

Klaudyna - wrócę na pewno
Dudek - wrócę na pewno
Teda - wrócę na pewno
Ja - wrócę na pewno

Toga - pl. Wolności 13A
Menu na słodko - zupa malinowa oraz naleśnik z mięsem i lodami żurawinowymi - nie zainteresowało nikogo z towarzystwa, więc do lokalu nie dotarliśmy.

Tośka Cantine - Fredry 9, Teatr Wielki, wejście od parku Wieniawskiego

Do Tośki wybraliśmy się już pierwszego dnia Festiwalu, niestety zostaliśmy odprawieni z kwitkiem ponieważ skończył się zając, więc przezornie zarezerwowaliśmy stolik na dzień następny... no i się udało.

W restauracji przywitano nas domowym chlebem z pesto ziołowym - niestety całość zupełnie bez smaku. Krem z boczniaka z chipsami z pietruszki i oliwą truflową, zupa całkiem poprawna choć jej smak najpewniej został  uratowany głównie dzięki aromatowi trufli. Po skończonym festiwalu zupę tą mogła bym nawet uznać za jedną ze smaczniejszych - niestety krem z NH hotelu pozostawił pozostałych konkurentów w tyle.

Zając w sosie z owoców leśnych z grzybową kaszą pęczak na placu z cukini - niefortunnie cukinia skończyła się już przez godziną 18tą, więc nie mogliśmy poznać dania w całej okazałości. Zdaje się że mięso przygotowano dużo wcześniej i zostało podgrzane przed podaniem, było bardzo suche i drewniane. Na stronie Facebook wydarzenia Culinary Fest wiele osób narzekało na wielkość podanych porcji - muszę jednak stanąć w obronie Tośki, należy wiedzieć że części z zająca nie są zbyt wielkie trudno więc podać przygotowane z nich danie które będzie charakteryzowała się dużym gabarytem. Sama Tośka również postanowiła się obronić w kwestii zbyt małych porcji, na FB pojawił się następujący komentarz : Przyznajemy, ze przygotowana porcja mogła nie prezentować się jak na fotografii. Z uwagi na duże zainteresowanie gości festiwalem , byliśmy przygotowani na zbyt małą ilość porcji. Szanuję bardzo to że lokal potrafił przyznać się do błędu, jednak uważam że argument nie do końca ich usprawiedliwia.

! genialna obsługa, młodzi sympatyczni ludzie którzy robili wszytko abyśmy zostali należycie obsłużeni i wyszli zadowoleni
! brak szefa kuchni, w momencie gdy lokal pełen jest festiwalowych gości

Klaudyna - poprawnie, ale bez szału
Dudek - wrócę na pewno
Teda - poprawnie, ale bez szału
Ja - wrócę na pewno

Sofa Cafe & Lunch - Żydowska 30
Baaardzo chcieliśmy spróbować festiwalowego menu: Zupa-krem selerowo-porowy z grillowaną szynką parmeńską oraz placki z kaszy gryczanej z oscypkiem, podawane z sosem z borówek, bardzo nam się podobało...  nieszczęśliwie nigdy nie udało nam się trafić na wolne stoliki, lokal jest bardzo mały a my zawsze występowaliśmy w liczbie 4+. Szkoda. Mimo wszystko mam nadzieję trafić tam tak czy inaczej.

Villa Magnolia - Głogowska 40  

Troszkę szkoda że Magnolia z okazji imprezy zamkniętej była nieczynna przez 2 dni trwania festiwalu, miło z ich strony że poinformowali o tym swoich potencjalnych gości już na ulotce dotyczącej Culinary Fest.

Zawsze bałam się odwiedzić tą restaurację ponieważ nie są to trochę moje klimaty - kryształowe żyrandole, pozłacane klamki, białe obrusy - ale właśnie po to są takie wydarzenia jak festiwal, żeby jednak przełamać się i poznać miejsca w których nas wcześniej nie było/których się baliśmy/unikaliśmy. I bardzo dobrze się stało. 

Na początek wysokiej klasy czekadełko - tosty na pesto podane ze słoniną marynowaną w papryce i czosnku.  Jako przystawkę zaserwowano nam krem selerowy z zielonym musem porowym i płatkami prażonego boczku - bardzo dobre danie i jedna z dwóch zup spróbowanych przez nas podczas festiwalu, która miała pełen wymiar, którą można było się najeść, a nie tylko posmakować.

Danie główne nie powalało już wielkością, ale za to konfitura buraczano-imbirowa była fenomenala! I przewrotnie to nie ona była dodatkiem,  płatki pieczonej w pomarańczach kaczej piersi podanej na "kopytkach" z zielonego groszku były dla niej tylko dobrym, jednak niezachwycającym tłem.

! poprosiłam kelnera o polecenie wina do festiwalowego menu, wskazał mi pierwsze na liście win. Jednak trunki miały wskazane ceny dla butelki - poprosiłam o podanie ceny za kieliszek i zostałam poinformowana że muszę wyliczyć sobie 20% ceny butelki. Nie mam kalkulatora w głowie. Poczułam się onieśmielona i zamówiłam wodę ;)

Gosia - wrócę na pewno
Dudek - wrócę na pewno
Zygmunt - wrócę na pewno
Ja - poprawnie, ale bez szału

Voyager Wine Club - al. Marcinkowskiego 16/5
Myślę że gdyby nie festiwal nigdy nie trafiłabym do Voyagera i dużo bym straciła. Lokal umiejscowiony jest na przeciwko galerii MM i dzieli jedno wejście z restauracją sushi - przyznam się, że często tamtędy przechodziłam ale nigdy nie zauważyłam, a nawet gdybym zauważyła to pomyślałabym że to sklep z winami... MÓJ BŁĄD! Miejsce mające charakter winiarni, ale posiadające w ofercie bardzo fajne (i niedrogie) tapasy, ciekawe wydarzenia i atrakcyjne zniżki na wina. 

Ale do rzeczy - zupa z podwędzanej marchwi z dodatkiem mleka kokosowego, miodu i chili. Bardzo dobra, aromatyczna zupa, wyraźnie smaki deklarowanych składników, jednak do odtworzenia - z powodzeniem mogę przygotować taką w domu, nie była inspirująca. W przeciwieństwie do dania głównego - casserole z ziemniaków i kapusty, a na nim zasmażana kaszanka oraz chutney gruszkowy. Nie przepadam za plackami ziemniaczanymi więc odstąpiłam, ale kaszanka była świetna i było mi zdecydowanie za mało, a połączenie smaku z gruszką było rewelacyjne!

Widać że w kwestii serwowania dań obsługa nie jest wprawiona, ale wystarczy zdradzić odrobinę zainteresowania oferowanymi winami a nie będziemy mogli wyjść z lokalu - przemiły Pan odpowiadał cierpliwie na wszystkie nasze pytania i robił to tak, że mimo napiętego harmonogramu wcale nie spieszyło nam się do wyjścia.

Gosia - poprawnie, ale bez szału
Klaudyna - wrócę na pewno
Dudek - wrócę na pewno
Teda - wrócę na pewno
Zygmunt - poprawnie, ale bez szału
Ja - (rozerwana) - waham się pomiędzy: wrócę na pewno a poprawnie, ale bez szału

Bagels&Friends - Wyspiańskiego 26, Kompleks City Park

Zdążyłam już zdradzić Wam moją niechęć do restauracji w centrach handlowych - w Bagles&Friends bywałam już wcześniej, ale wówczas celem były leżaki w ogródku i zimne piwo. Jednak tym razem wybraliśmy to miejsce na wczesny, sobotni lunch - okazało się ze lepiej nie mogliśmy trafić.

Dzień zaczęliśmy od przepysznego, sycącego kremu z pasternaka do którego podano nam świeże, jeszcze ciepłe mini bagele z masłem. Na drugie danie wstążki z cukini w koronie grillowanej polędwicy wołowej. Tu niezadowolenie wyraziłam tylko ja - zdeklarowana przeciwniczka surowego mięsa. Niestety - nie chce, nie lubię, nie trawię, nie przechodzi mi przez gardło, troszkę szkoda że nie zostaliśmy zapytani czy polędwica podana ma być wysmażona czy nie.  Nie uznaję tego za minus dla dania, ponieważ to co było wysmażone wykroiłam i bardzo mi smakowało. Cukinia zaś została podana z wysokiej klasy oliwą z oliwek, orzeszkami pinii oraz (bodaj) grana padano - pyszności! Jednogłośnie stwierdziliśmy, że była to chyba jedyna restauracja która "dołożyła do interesu", zdaje się że danie było warte dużo więcej niż kwota na rachunku.

! bardzo podoba mi się atmosfera i obsługa w restauracji, był to chyba lokal w którym spędziliśmy najwięcej czasu... wcale nie mieliśmy ochoty wychodzić, jednak czekał nasz jeszcze długi dzień kulinarnych doznań.

Klaudyna - wrócę na pewno
Dudek - wrócę na pewno
Teda - wrócę na pewno 
Ja - wrócę na pewno

Czerwone Sombrero - Stary Rynek 2
Zgodnie nie uznajemy tej restauracji, więc nie wybraliśmy jej z premedytacją. Bez wizyty wystawiamy ocenę.

Klaudyna - musi stać się cud, żeby tam wrócić
Dudek - musi stać się cud, żeby tam wrócić
Teda - musi stać się cud, żeby tam wrócić
Ja - musi stać się cud, żeby tam wrócić

Fidelio - Garbary 50

Bywałam w tej restauracji, często polecałam ją jako jedną z najlepszych podających włoskie dania. No i niestety - jak wspomniałam w słowach wstępu do tego wpisu, są restauracje które dzięki udziałowi w festiwalu mogły stracić klientów bezpowrotnie, to właśnie jest idealny przykład.

zdjęcie ze
Tak naprawdę zdjęcie umieszczone obok będzie właściwie najlepszym komentarzem do wizyty w Fidelio. Lasagne z brokułami i pomidorami pod beszamelem - foto pochodzi z oficjalnej strony Culinary Fest na Facebooku, na górze macie zdjęcie dania które zostało nam podane. Prócz powalającego wyglądu "oszałamiający" był również smak - jedynie oliwa względnie ratowała smak. 

Krem z cukini, podany z prażonymi płatkami migdałów, sypany szczypiorkiem - jedynym dominującym smakiem potrawy był pieprz, szczypiorku nie uświadczyliśmy.



! kelner który nas obsługiwał zachowywał się jakbyśmy mu troszkę przeszkadzali swoją obecnością.

Aldona - musi stać się cud, żeby tam wrócić
Dudek -  musi stać się cud, żeby tam wrócić
Ja - musi stać się cud, żeby tam wrócić

Flavoria - pl. Andersa 3
Mimo naszych najszczerszych chęci nie udało nam się skosztować kremu z brukwi, bardzo zależało nam również na combrze z jelenia z polentą i sosem z wędzonych śliwek - jednak po dotarciu do restauracji okazało się że zabrakło dla nas jelenia.

Le Palais Du Jardin - Stary Rynek 37
Miałam olbrzymią ochotę na krem z bulwy selera, ślimaki pieczone na maśle czosnkowo-pietruszkowym oraz wątróbki z kurczaka we wstęgach kremowego sosu perfumowanego głębokim Porto i skórkami z pomarańczy - kiedyś znajomi zostali w drzwiach odprawieni z lokalu z powodu nieodpowiedniego stroju ... woleliśmy nie ryzykować.

Monidło - Matejki 68
Krem ziemniaczany oraz ozorki cielęce - musieliśmy obejść się smakiem. Mimo że lokal znajduje się poza ścisłym centrum, po wejściu do całkowicie pustego lokalu usłyszeliśmy od obsługi jakieś pokrętne i niejasne wyjaśnienia na temat braku miejsc, tudzież zamkniętej imprezie, nie mieliśmy ochoty zostawać tam dłużej i raczej tam też nie wrócimy.

Klaudyna - musi stać się cud, żeby tam wrócić
Teda - musi stać się cud, żeby tam wrócić
Ja - musi stać się cud, żeby tam wrócić

Oberża Pod Dzwonkiem - Garbary 54

Nie mam zamiaru ukrywać, że restaurację tę znamy bardzo dobrze, dotarliśmy tam ok 2 lata temu przy okazji Nocy Restauracji - już wtedy (mimo że dotarliśmy tak po godzinie 2 w nocy) przywitała nas przemiła obsługa oraz pyszne dania, od tamtego czasu bywamy tam dość regularnie. Tym razem nie było inaczej: do restauracji dotarliśmy silnym zespołem 6 dorosłych osób + 2 niespełna półroczne bobasy w wózkach, już w drzwiach przywitała nas przemiła Pani, która szybko przemeblowała restaurację, tak abyśmy wszyscy się pomieścili i szybko mogli zacząć konsumpcję. Miejsce znalazło się mimo że było to sobotnie popołudnie - moment gdy połowa Poznania postanowiła skorzystać z Culinary Fest.

Na początek krem z białych warzyw z imbirem, grzankami i oliwą cytrynową - niebo w gębie, mimo żołądków pełnych po całodniowym maratonie po restauracjach chciałam jeszcze... Delikatna, aromatyczna, przyprawiona kiełkami groszku. Ale to była "tylko" zupa - zobaczcie 2 danie! Hamburger po staropolsku - pyza pieczona w głębokim oleju podana z kąskami z gęsi, bakaliami macerowanymi w Porto i burakami z kminkiem: dla zasady muszę się do czegoś przyczepić, więc powiem że jedynie buraczki mnie nie zachwyciły - NH Hotel w tej kwestii zostawił konkurentów daleko w tyle.

Jak zawsze trudno było nam wyjść, więc aby móc jeszcze troszkę posiedzieć, tradycyjnie zamówiliśmy  po orzechówce oraz festiwalową herbatę z imbirem i konfiturą wiśniową oraz pieczoną pyzę z powidłami, bitą śmietaną i czekoladą. Przestanę już chwalić wszytko co jadłam, bo zostanę uznana za stronniczą.

Gosia - wrócę na pewno
Klaudyna - wrócę na pewno
Dudek - wrócę na pewno
Teda - wrócę na pewno
Zygmunt - wrócę na pewno
Ja - wrócę na pewno

U Myśliwych - Libelta 37
Mój największy przegrany tego Festiwalu! Co ciekawe wcale tam nie byłam... Przypomnę Wam że nikt nie zmuszał restauracji do brania udziału w wydarzeniu, goście festiwalowi (czyli również ja) byli jednocześnie jury, czym więcej gości tym większa szansa na wygraną.

W festiwalu gastronomicznych odkryć dokonywałam z Klaudyną, Tedą, ich trzymiesięcznym synem Piotrem oraz Dudkiem, ze względów logistycznych staraliśmy się przed wizytą w lokalu rezerwować stolik wraz z potrawami z festiwalowego menu, tak abyśmy nie byli zmuszeni z młodocianym jeździć od lokalu do lokalu. W żadnej restauracji nie było z tym ŻĄDNYCH problemów, do czasu gdy nie zadzwoniłam do "Myśliwych". Wiecie co usłyszałam w słuchawce telefonu?!

Ja: Dzień dobry, chciałam zarezerwować stolik dla 4 osób na menu Culinary Fest
U Myśliwych: Przykro mi, gościom festiwalowym nie rezerwujemy stolików.
J: W takim razie obiecuje Pani że zamówimy również dania z karty
UMyśliwych: Dobrzeeeee..... W takim razie zapytam managera..... (3 minuty)... Ale zamówią Państwo dania z karty-tak?
J: Tak
UM: ... Nie, wie Pani... Jednak nie możemy zarezerwować tego stolika... Zapraszam Państwa, ale nie obiecuje że stolik dla Państwa się znajdzie

Gremialnie stwierdzamy - musi stać się cud, żeby tam wrócić

Wielkie Żarcie - Zamkowa 7

Na deser - moje największe zaskoczenie Festiwalowe. Restauracja w stylu "późnego rokokoko" - kryształowe żyrandole, wielkie rzeźbione stoły a do tego kraciaste obrusy i jedzenie z podgrzewaczy z samoobsługą. Jednak na potrzeby Culinary Fest dania zostały nam podane przez przemiłą obsługę.

Rosół z gęsi z warzywami julien oraz gęsimi frykadelkami - bardzo smaczny, domowy rosół jednak bez fajerwerków. Ale za to danie drugie GENIALNE! Sushi po staropolski, roladka z gęsi zawijana w algi, podawana na puree ziemniaczanym z wasabi oraz modrą kapustą i marynowanym imbirem - Wielkie Żarcie powaliło wszystkich na kolana pod względem totalnie oryginalnego pomysłu, w dodatku wykonanego bardzo zgrabnie i smacznie.

! zdaje się że lokal ma raczej charakter pubu, więc prócz smacznego jedzenia można przy okazji uświadczyć tam bardzo taniego i smacznego alkoholu np. wino- lampka 5 zł

Klaudyna - wrócę na pewno
Dudek - wrócę na pewno
Teda - wrócę na pewno
Ja - wrócę na pewno

Street Cafe - Fredry 2

Ta relacja jest poza konkurencją - do kafejki wpadliśmy pomiędzy jedną a drugą kolacją. Skusiła nas mięta z kandyzowaną skórką z cytryny i pomarańczy z odrobiną miodu akacjowego - przewrotnie mięta była miodem na nasze przeżarte brzuchy. Jako dodatek mieliśmy spróbować wariacji Brownie z Blondie ... ale skończył się Brownie i Blondie... dostaliśmy więc jakąś babkę, polaną sosem z owoców leśnych. Nooo. Sos z owoców leśnych był dobry ;)

Kawiarnia jak kawiarnia...

Klaudyna - poprawnie, ale bez szału
Dudek - poprawie, ale bez szału
Teda - poprawie, ale bez szału
Ja - poprawie, ale bez szału

***
Mam nadzieję, że udało Wam się przebrnąć przez moje wywody, mam również nadzieję że pomogą Wam one w kulinarnych podróżach po Poznaniu.
Jestem ciekawa czy wy również skorzystaliście z Culinary Fest, a jeżeli tak - to jakie są Wasze wrażenia?










2 komentarze:

  1. Dziękujemy za miłą recenzję naszego festiwalowego dania :) małe sprostowanie - w Oberży Pod Dzwonkiem nie pracuje Pani Basia.. :) Załoga Oberży

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak długi tydzień i tyle nowo poznanych ludzi ;) przepraszam za pomyłkę ... niezmiennie uważam Waszą obsługę za jedną z najsympatyczniejszych w Poznaniu :D

    OdpowiedzUsuń